Nieśmiertelny Motörhead

  • 08 July, 2015
  • Piotr Sagański

Niedawne wiadomości o stanie zdrowia frontmana Motörhead  nie napawały do optymizmu. Grupa odwołała część swojej trasy koncertowej, a dalsze funkcjonowanie zespołu stanęło pod znakiem zapytania. Na szczęście obawy te okazały się niesłuszne, bo Lemmy doskonale poradził sobie z problemami medycznymi i stawił się punktualnie o 20:30 w warszawskiej Sali Torwar z resztą zespołu – Mikkey Dee oraz Phillem Campbellem. Warto zaznaczyć że Hala Torwaru była wypełniona prawie w całości, co było dla mnie dość sporym zaskoczeniem – wiedziałem, że będzie sporo osób, ale nie sądziłem, że aż tyle.
Na poczatku Lemmy przywitał wszytskich zgromadzonych w hali słynnym „We are Motörhead and We Play Rock ‘n’ Roll” i chwilę później można było usłyszeć „Damage Case”, „Stay Clean” i „Metropolis”.
Widać było, że to już nie jest ten sam Lemmy co kiedyś – niewidoczny, ustawiony z boku sceny, właściwie stojący bez ruchu. Gdyby nie jego Rickenbaker można by się zastanawiać czy w ogóle jest na scenie. Wokalnie też bywało lepiej, choć nie było tragedii. Główny prym podczas koncertu wiedli tutaj jego koledzy – świetna, dynamiczna i agresywna gra perkusyjna Mikkey’a Dee i robiąca niesamowity hałas gitara Campbella – to ta dwójka była najjaśniejszą częścią Motörhead.
Grupa przyjechała do Warszawy w związku z 40 leciem istnienia, stąd można było usłyszeć w dalszej części koncertu ,m.in. „The Chase Is Better Than The Cath”, „Rock It”, czy  „Doctor Rock” ze wspaniałym solo perkusyjnym. Zespół zakończył koncert klasykami „Ace of Spades” i „Overkill”.
Koncert trwał niewiele ponad godzinę, dosyć krótko, ale zapewne było to podyktowane stanem zdrowia Kilmistera. Pozostaje liczyć na to, że panowie po wydaniu nowej płyty, której premiera zapowiadana jest jeszcze w tym roku, udadzą się w kolejną trasę i nie zapomną o naszym kraju.

Nieśmiertelny Motörhead" data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia